29 grudnia 2015

It's So Easy: Rozdział IV

'Rocket Queen'


  Ciepła woda omywała mi ciało i moje myśli, które od ostatniego spotkania z zespołem Guns N'Roses były cały czas nimi zajęte. Wyłączyłam wodę i sięgnęłam po ręcznik. Wychodząc spod prysznica widziałam parę nagich dziewczyn. Zdążyłam się już przyzwyczaić do wspólnej toalety, ale wciąż mi to przeszkadzało. Nie znosiłam dyskomfortu, który towarzyszył mi za każdym razem i przypominał mi, że nie jestem u siebie w domu. Wtedy najbardziej tęskniłam za domem. Przemierzałam korytarz w ręczniku i starałam się przez niego przejść niezauważona. Od razu po wyjściu z łazienki myślałam nad ubraniem na koncert, ale i tak przed szafą stałam pół godziny. Przymierzałam spodnie, pogięte koszulki, sweterki, ale nic mi nie pasowało na rockowy koncert. Westchnęłam głęboko i usiadłam na łóżku. Od małego zakodowano u mnie schludny strój i tak też się ubierałam. Lubiłam ładne sweterki, koszule, a czasem i nawet spódniczki czy sukienki, ale to nie pasowało do klubu. Popatrzyłam na swoje stare jeansy i uśmiechając się pod nosem chwyciłam za nożyczki. Nigdy tego nie robiłam, ale widziałam parę razy, jak robiły to dziewczyny w liceum. Przecięłam nożyczkami dziury na kolanach i jedną na udzie, a następnie po mechaciłam je pumeksem. Zadowolona z siebie ubrałam je i stanęłam przed lustrem. Wyglądałam komicznie, jakby te spodnie wpadły w ręce 5-letniego dziecka. Spodnie do wyrzucenia, ale nie poddałam się tak szybko. Wierzyłam, że następnym razem mi się uda. Zniszczyłam trzy pary spodni, aż w końcu sięgnęłam po ulubione jeansy, które były idealnie opięte i podkreślały każdą część mojej figury. Nacięcia zrobiłam mniejsze, za to pumeksem starannie powiększałam dziury. Nie włożyłam ich od razu, ponieważ chciałam dobrać także górę. Nie lubiłam za bardzo bluzek z dekoltem i nie posiadałam ich, dlatego również chciałam ją sobie wytworzyć. Białą i zbyt dużą koszulkę przycięłam, by lekko kusiła i pokazywała mój biust, ale nie wyzywająco, a jej dół przewiązałam w supeł przy pępku. Gdy ubierałam spodnie do pokoju wparowała gwałtownie Madie.
- O, masz nowe spodnie? Mogłaś powiedzieć, że idziesz na zakupy, też bym poszła- z wyrzutem odezwała się.
- Nie są nowe- zaśmiałam się.- Właśnie je przerobiłam. Nie wyglądają chyba bardzo źle, co?- spojrzałam na nią poprawiając sobie koszulkę.
- Wyglądają świetnie! Myślałam, że dałaś za nie całą swoją kasę, co ci została.Musisz mi takie zrobić!- z entuzjazmem oceniła moje spodnie.-  Tylko ta koszulka...
- Nie?
- Nie.
Kazała mi ją zdjąć i zaczęła grzebać w swojej części szafy. Podała mi czarną koszulkę z pół-rękawem i zbyt krótkim dołem. Włożyłam ją, i mimo wysokiego stanu spodni, to lekko odsłaniała mój brzuch. Stwierdziłam, że wyglądam lepiej niż w tamtej. Poczułam, że mój strój jest dopasowany do sytuacji, a zarazem seksowny.  Podobałam się sobie w tym wydaniu. Madie się ze mnie śmiała, że szykuję się jak na polowanie na męża, ale naprawdę zależało mi, by zrobić na kimś wrażenie. Stojąc przy lustrze i malując się próbowałam namówić Madie na wyjście ze mną. Długo się wahała, bo dopiero gdy wkładałam buty i pakowałam torbę zdecydowała się.
  Przed klubem Whisky A Go Go był multum ludzi. Dziewczyny wyglądały wulgarnie, niczym te panie spod latarni, a mężczyzn było mało. Czekając w kolejce wszyscy rozmawiali na temat zespołu, pili alkohol i przepalali papierosami. Czułam podniecenie i ekscytacje, a fakt, że znam chłopaków osobiście sprawiał, że czułam się dumnie. Podeszłam z koleżanką do ochroniarzy i powiedziałam czym będę się zajmować, a on skierował nas na tył klubu. Spostrzegłam furgonetkę chłopaków. Mocno zapukałam do stalowych drzwi i szybko wyjrzał zza nich dobrze zbudowany mężczyzna. Wpuścił nas i zaprowadził do pomieszczenia, w którym siedział zespół i parę groupies, w tym Eve, choć nie wiem czy mogę ją tak nazywać. Madie nie mówiła tego głośno, ale widziałam, że boli ją zachowanie przyjaciółki, i to że spotykałyśmy się z nią przez przypadek u chłopaków.
- Joan, wyglądasz super!-  krzyknął do mnie Steven. Ucieszyłam się, że chłopaki wreszcie mnie poznają i nie muszę się im przedstawiać któryś raz z rzędu.
- Dziękuję- blado uśmiechnęłam się i zajęłam wolne miejsce przy blondynach. Wyjmując z torby korpus i wybierając obiektyw szukałam wzrokiem rudego, lecz nigdzie go nie było. Obok Duff popijał wódkę z colą i patrzył mi na dłonie.
- Naprawdę ładnie wyglądasz- odezwał się cichym głosem.- Jesteś autem?
- Miło mi, dziękuję- nie spuszczałam wzroku z torby.- Nie, przyszłyśmy z Madie pieszo.
- To może napijesz się?- wyciągnął czerwony kubek w moją stronę.
 Czy on chce mnie upić?
- Nie chcę żeby moje zdjęcia wyszły rozmazane- zaśmiałam się.- Potem napijemy się, obiecuję- puściłam do niego oczko i zamontowałam wybrany obiektyw. Spojrzałam na naręczny zegarek, który wskazywał, że koncert powinien odbyć się za 5 minut.
- Kurwa, czy on musi być taki pojebany?!- Slash nerwowo wstał z kanapy lekko kołysząc się. Złapał pion i chwycił za gitarę.- Zaraz sam kurwa będę śpiewać Welcome To The Jungle!
 Wszyscy roześmiali się na widok Slasha, który przewiesił sobie bandamkę na głowie i z trudnością wspiął się na stolik. Naśladował ruchy Axla i kaleczył śpiew. Klaskaliśmy mu i krzyczeliśmy jak napalone fanki, kiedy do pomieszczenia wszedł wokalista z ładną brunetką. Nie powiem, bo zrobiło to na mnie wrażenie. Złowrogo spojrzałam na nich. Kudłaty nie przerywał swojego występu i jeszcze bardziej wyginał się.
- Chodź na scenę, moja dziwko- rudy klepnął go mocno w tyłek.
 Byli spóźnieni z wyjściem na scenę, ale nikt się tym nie przejmował oprócz Slasha. Szłam za nimi korytarzem stresując się. Bałam się, że nie podołam i ich zawiodę, a wtedy byłoby mi wstyd. Zespół był gotowy na wyjście, lecz jeszcze kończyli swoje drinki przed samymi schodkami prowadzącymi na scenę. Bocznym wejściem zeszłam na publikę za barierami, które chroniły chłopaków przed wściekłymi fanami. Zaczęłam robić zdjęcia tym wściekłym dzieciakom, które coraz bardziej niecierpliwiły się, ja zresztą też. W końcu zaczęło się. Scena wypełniła się pięcioma muzykami, od których biła energia, entuzjazm, wszystko co pozytywne. Zaczęli spokojnie od riffów Slasha i szalonego krzyku Axla, a potem jakby w nich coś wstąpiło, wszystko przybrało potrójnego tępa. Rudy w swoich kocich ruchach niekiedy spoglądał na mnie i pozował specjalnie, reszta chłopaków była w takim transie muzycznym, a może narkotykowym, że nie zwracali uwagi nawet na latające staniki, a latały.
  Jechaliśmy furgonetką chłopaków do ich domu. Wszyscy siedzieli na sobie, jak sardynki w puszce. Kierował ich techniczny, bo jako jedyny był trzeźwy z całego zespołu. Każdy miał w sobie jeszcze te emocje po koncercie i dzielili się wrażeniami. Axl lekko podśpiewywał refren Sweet Child O' Mine, a reszta wymieniała się krążącą butelką wódki.
- Chcesz?- spytał Duff.
 Chciałam, ale odmówiłam. Czułam się jeszcze niezręcznie w ich towarzystwie, lekko mnie ośmielali. Co ja piszę, lekko? Oni mnie bardzo ośmielali. Praktycznie w ogóle się nie odzywałam, chyba że z kimś rozmawiałam na osobności. Dojechaliśmy na miejsce i rozśpiewanie wyszliśmy z busa. Techniczny pojechał do sklepu po więcej alkoholu, a my weszliśmy do środka. Śmierdziało papierosami, alkoholem i jakby nie wietrzyło się tam miesiąc.
- Sory, że tak jebie- odparł Axl do gości i rozwalił się na jego ulubionym fotelu.
 Steven pootwierał okna i poszedł z Duffem do kuchni. Spojrzałam na Madie i obie zajęłyśmy miejsce na kanapie obok jakiś innych dwóch dziewczyn. Eve zniknęła już ze Slashem.
- Znaleźliśmy jeszcze to- Duff wrócił zadowolony z jedną butelką whisky.
 Po pomieszczeniu rozniósł się dźwięk Led Zeppelin i w rytm muzyki tupałam stopą. Izzy zagadał mnie o zdjęciach i to było pierwszy raz kiedy zaczęłam z nim rozmawiać. Obiecałam im, że od razu zajmę się ich zdjęciami i oddam je jak najszybciej.
 Kiedy techniczny przyjechał z kilkoma butelkami wódki i piw, to dopiero zaczęła się impreza. Całą zarobioną kasę musieli wydać na ten alkohol, było tego naprawdę sporo. Każdy dostał szklankę i Slash polewał. Siedziałam dalej obok Madie i rozmawiałyśmy ze sobą, chociaż drugim  uchem słuchałam reszty. Axl dalej był zainteresowany tą ładną brunetką, ale nie zwracałam na to  już takiej uwagi. Sama przed sobą udawałam, że nie interesuje mnie to, a przynajmniej nie powinno.
- Obiecałam, że się z tobą napiję- uśmiechnęłam się do Duffa i uniosłam ku górze swoją szklankę.
 Przysiadł się bliżej i stuknęliśmy się szklankami. Widziałam po nim, że powoli ma dość alkoholu, że dochodzi do swojego maksimum alkoholowego. Rudy wstał od tej swojej brunetki i Slash zatoczył go ramieniem, zaczęli tańczyć razem kankana. Tak, kankana.
- A teraz, kurwa, tańczymy tego... no...- jąkał się Slash.- Tańczymy, kurwa... O, tak!- ruszał biodrami w lewo i w prawo i śmiesznie ruszał rękoma. Wszyscy wybuchli śmiechem.
- Sam sobie to tańcz, pojebusie- zaśmiał się Axl i poszedł do kuchni.
 Szybko zrobiłam rozpoznanie po pomieszczeniu i po mojej analizie wynikało, że jest tam sam. Nalałam sobie do szklanki trochę wódki, dla odwagi oczywiście, i poszłam do niego. Stał oparty o blat i palił papierosa. Zmierzył mnie wzrokiem i mocno zaciągnął się.
- Mogę?- podeszłam bliżej i spojrzałam na paczkę papierosów.
- Ostatniego palę- wziął paczkę i poruszył nią, by udowodnić, że jest pusta.- Ale trzymaj- podał mi swojego papierosa.
 Nieśmiało wyciągnęłam dłoń. Ściągnęłam cztery buchy i oddałam mu. Ponownie zmierzył mnie wzrokiem, aż głupio mi się zrobiło. Za nic nie mogłam go rozszyfrować o czym właśnie myślał.
- Przywiozę wam zdjęcia, jak tylko je zrobię- zaczęłam. Ta cisza była krępująca.
- Mogę ja je odebrać. Nie chcę ci problemu robić.
- Żaden problem- wzruszyłam ramionami i delikatnie uśmiechnęłam się. Ponownie wyciągnął papierosa w moją stronę, wzięłam.
- Podobało ci się dzisiaj?
- Tak, bardzo. Przynajmniej tym razem mnie nie stratowali ludzie w tłumie- głupio zaśmiałam się. Alkohol coraz bardziej na mnie oddziaływał. Musiałam wkładać dużo starań, by mówić i stać jak trzeźwa.
- Tłum ma tylko jedną dobrą zaletę. Możesz macać kogo chcesz i jak chcesz, a i tak nie wiadomo kto to robi- pokazał mi swoje zęby w szczerym uśmiechu. Teraz dopiero zauważyłam, że ma w drugiej ręce piwo. Na raz dokończył je i odstawił na bok. - Bo wiesz... Kończy się już- spojrzał na papierosa i zaciągnął się. Zbliżył się do moich ust, wdmuchnął dym nikotynowy i delikatnie je musnął. Byłam w takim szoku, że dopiero kiedy wydmuchiwałam dym to dochodziło do mnie, co się właśnie stało.
Czułam podniecenie i ciarki na moim ciele. Nerwowo odgarnęłam włosy za ucho.
- Chodźmy po więcej piwa- powiedział i wyszedł z kuchni.
 Stałam jeszcze chwilę w bez ruchu i dołączyłam do reszty. Axl z powrotem siedział blisko brunetki i śmiali się do siebie, lecz kiedy ja usiadłam na przeciwko spojrzał na mnie. Nie umiałam sobie tego wytłumaczyć, więc zajęłam się następną kolejką wódki. Już ostatnią, bo nie chciałam mieć takiego kaca, jak ostatnio. Pod koniec złapałam dobry kontakt ze Stevenem, który opowiadał mi o swoim ostatnim zawodzie miłosnym. Nawet Madie zaczęła się dobrze bawić, co dziwne. Slash spał na kolanach Eve, która też odleciała, a Izzy zabawiał się z jedną z tych dziewczyn, co były w garderobie. Duff tym razem nie był już taki mną zainteresowany, bo miał inne koleżanki, którym cały czas opowiadał dowcipy, a one tępo się śmiały. Brunetka od rudego siedziała mu już na kolanach i gładziła jego tors.
 Co ja sobie wyobrażałam?  Pomyślałam patrząc na nich i wstałam z kanapy. Zarzuciłam na siebie kurtkę i obie moje torby.
- Madie, chodź do domu- szturchnęłam ją.
 Steven prosił mnie jeszcze żebyśmy zostały, ale moje zmęczenie i upojenie było wystarczające. Ten dzień miał już dość wrażeń. A może to brak zainteresowania ze strony Axla mnie tak zniechęciło?
   Zmęczona leżałam w łóżku nie mogąc zasnąć, ciągle myślałam o zajściu w kuchni.
- Śpisz?- usłyszałam.
- Nie. A co jest?
- Trochę mi głupio- wyszeptała Madie.
- No mów.
- Podoba mi się ten Duff- głośno westchnęła i nabrała dużo powietrza do płuc.- Wiem, że on tak bardziej do ciebie, ale...
- Spoko- przerwałam jej i zaśmiałam się.- Ja nic do niego nie mam. Lubię go i mam z nim chyba najlepszy kontakt z nich wszystkich, ale sama widziałaś dzisiaj, że już z jego strony też nie ma takiego zainteresowania. A ja też nie jestem zainteresowana- wyjaśniłam.
- No ty może nie, ale on... Jak poszłaś za Axlem do  kuchni, to ciągle patrzył w tamtą stronę.
- To jaja- zdziwiłam się.- Ale spokojnie, Madie, podrywaj go sobie.
- Wolę żebyś wiedziała, że mnie kręci- znowu szepnęła.- A kręci, oj kręci.
 Znowu zaśmiałam się. Już miałam jej powiedzieć o zajściu w kuchni, ale zrezygnowałam. Zamiast tego pożyczyłam słodkich snów i odwróciłam się na drugi bok. Długo nie mogłam zasnąć przez moje myśli. Na wiele sposobów analizowałam tę sytuację.


* Za jakiekolwiek błędy przepraszam- jestem tylko człowiekiem, zdarza się każdemu :)
* Jeśli czytasz, skomentuj! Daj znać, że dotrwałeś do końca oraz zmotywuj do pisania kolejnego rozdziału!
  
Średnio jestem zadowolona z tego rozdziału. Ogólnie początki są nudne, lanie wody, chociaż bardzo się staram żeby Was zaciekawić moją puentą. Nie mogę się już doczekać, kiedy akcja na dobre nabierze tempa i naprawdę zacznie się dziać, bo mam dużo pomysłów! :)

SZCZĘŚLIWEGO NOWEGO ROKU, KOCHANI!!


19 grudnia 2015

It's So Easy: Rozdział III

*działa zakładka 'bohaterowie', sprawdź ;)

'Paradise City'


  Było mnóstwo osób, a całe pomieszczenie pełne dymu. Rozejrzałam się za Duffem, ale nigdzie nie mogłam spotkać go wzrokiem. Steven delikatnym ruchem popchnął nas na przód, byśmy weszły głębiej. Madie za to szybko namierzyła Eve i szturchnęła mnie, abyśmy do niej podeszły. Siedziała ze Slashem i jeszcze innymi kolesiami przy stole w tak jakby kuchni i piła piwo. Tak jakby kuchni, ponieważ przez panujący tam bałagan i stos różnych rzeczy sama nie wiedziałam co to jest, ale stała lodówka i kuchenka, to chyba była kuchnia. Przywitałyśmy się, a Eve wyraźnie się ucieszyła, chociaż w jej zachowaniu i oczach nie tylko widziałam alkohol. Przysiadłyśmy się do nich, ale nie potrafiłam skupić się na tym towarzystwie, ponieważ cały czas szukałam Duffa i przy okazji Axla. Nie po to odstawiłam się, by siedzieć przy stole jak ostatnia kretynka i na nikim nie zrobić wrażenia, prawda? Szepnęłam do Madie, że idę poszukać Duffa, mimo że tak naprawdę łudziłam się, że znajdę rudego wokalistę. Miałam wrażenie, iż ludzi w tym domu z minuty na minute przybywa, i że coraz bardziej zaczyna śmierdzieć. Po drodze otworzyłam okno i spojrzałam na kurtkę Duffa, którą miałam oddać.
- Siemanko, piękna- usłyszałam znajomy głos i poczułam lekki dotyk na ramieniu.
 Odwróciłam się i zobaczyłam czarną koszulkę z napisem 'CBGB&OMFUG'. Domyśliłam się kto to był, a dopiero po chwili podniosłam głowę do góry i uśmiechnęłam się.
- Hej, Duff. Jeszcze raz dziękuję za kurtkę, oddaję- wysunęłam ubranie  w jego stronę. Odwdzięczył mi się uśmiechem i wziął kurtkę, którą przewiązał sobie w  pasie.
- To skoro pofatygowałaś się i tu przyjechałaś, to musimy się razem napić!
- Autem jestem, więc tak nie bardzo- przepraszająco spojrzałam na niego, ale wiedziałam, że nie odpuści tak łatwo. Kiedy zaczął odpowiadać mi, poczułam czyjś wzrok na sobie. Przestałam zwracać uwagę na to co mówi Duff, ponieważ momentalnie odwróciłam się za swoje prawe ramie i zobaczyłam Axla siedzącego na fotelu. Tak, patrzył się na mnie popijając swoje piwo. Obok jego fotelu stały dwie kanapy, gdzie na jednej z nich siedział Izzy, jakiś brunet i dwie dziewczyny. Axl wciąż patrzył swoim przeszywającym wzrokiem. Co on sobie wtedy myślał?
- To jak, przekonałem cię?- dopiero teraz usłyszałam głośniejszy głos blondyna.
- Tak, jasne- odparłam bez przemyślenia, lecz dalej patrząc na rudego chłopaka.
- Cieszę się, chodź- machnął ręką, bym poszła za nim. Kierował się w kierunku Axla i Izziego, co bardzo mnie ucieszyło, ale także speszyło. Czym byliśmy bliżej, tym bardziej jednak chciałam uciec.
- To Joan- wskazał na mnie Duff.- Robiła nam sesje z tym starym.
- Cześć- blado się uśmiechnęłam. Sama nie wiedziałam dlaczego stres mnie tak opanował. Usiadłam obok Duffa, jako że był moim towarzyszem, i kątem oka spojrzałam na Axla. Blondyn podał mi otwarte piwo.
- Rzeczywiście, to już wiem skąd cię kojarzę- odparł Axl.- Masz może przy sobie te zdjęcia?
- Nie, niestety. Pan Adams ma je przekazać Tomowi, a ja swoich jeszcze nie zdążyłam wywołać- upiłam dość spory łyk i odwróciłam wzrok. Zaczęło mnie denerwować to, jak on mnie peszył.
- Może przerzucimy się na coś mocniejszego?- Steven na stoliku położył dwie butelki wódki.
 Jakże chłopcy byli szczęśliwi. Axl zawołał Slasha, więc grupka, która wcześniej siedziała w kuchni przeniosła się bliżej nas. Po Madie również widziałam, że czuła się niepewnie w tym towarzystwie i usiadła obok mnie. Ktoś stwierdził, że te dwie butelki nie starczą i zadeklarował się, że pójdzie do sklepu. Nastąpiła zbiórka pieniędzy i każdy dawał mu tyle drobnych ile miał akurat w kieszeniach. Nie było mowy o kieliszkach, bo po prostu zwyczajnie ich nie mieli. Każdy pił jak woli: albo z butelki, albo ze szklanki. Odmawiałam tego alkoholu, ponieważ miałam zamiar wrócić autem do domu. Tak wiem, piłam piwo, ale byłam święcie przekonana, że po jednym piwie nic mi nie jest i będę mogła wrócić. To i tak nie ma znaczenia, ponieważ butelka leciała po kolei i kiedy Axl ją miał to nalał sobie do szklanki i wyciągnął w moją stronę. Popatrzył na mnie znacząco, że nie miałam wyjścia. Nalałam sobie trochę do pustej szklanki i patrzyłam, jakby to miało sprawić, że trunek zniknie z naczynia.
- Zdrowie, wy moje skurwysyny!- Slash z największym entuzjazmem uniósł szklankę i wszyscy równo popili alkohol.
 Najgorszy był pierwszy 'kieliszek', potem już nawet nie zwracałam uwagi na okropny smak i zapach. Atmosfera jak najbardziej wyluzowała się i już nie czułam wcześniejszego zażenowania czy skrępowania. Axl poczęstował mnie papierosem i wykorzystałam ten moment, aby zacząć z nim rozmowę. Nasza konwersacja niestety nie była prywatna. Cały czas rozmawialiśmy o ich karierze, płycie, a potem o sesji. Miał w sobie ogromną pasję i mówiąc o muzyce jego oczy świeciły się jak najjaśniejsze gwiazdy. Podziwiałam to i słucham z wielką ciekawością.
- Kurwa, nosi mnie. No nosi mnie- chłopak o kręconych włosach chodził w kółko z butelką w ręce.- Idę to rozpierdolić!
- Nie kurwa! Slash, opanuj się!- Axl wstał do kolegi i złapał go za przedramię.- Wiesz, że psy krążą koło domu, uspokój się.
- Muszę to rozpierdolić!- krzyknął.- Chyba że... Chyba że Eve pójdzie się ze mną rżnąć- uniósł butelkę ku górze. Mój wzrok przeniósł się na Eve, która nie wyglądała dobrze. Zmartwiłam się, była blada i przesiąknięta alkoholem. Prosiłam ją w myślach żeby nie szła z nim, ale ona wstała i złapała Slasha bez krępacji w kroczu. Poszli razem do pokoju, ale Slash i tak rozbił butelkę. Spojrzałyśmy na siebie z Madie.
- Może by tak...- poczułam męską dłon na moim udzie.
- Duff, nie sądzę- odłożyłam jego rękę i uśmiechnęłam się przepraszając. W jakieś części siebie wiedziałam, że podobam się Duffowi, mimo że nie chciałam tego otwarcie przyznać. Bo jak to? Ja podobam się komuś? Naprawdę ta skromna dziewczyna? Ciężko mi było o tym pomyśleć i przyznać się do tego. A może mi się tylko wydawało, że mu się podobam?
 W głowie mi mocno szumiało, aż tak, że widziałam urywki. W jednej chwili byłam na kanapie, a potem w kuchni i nie miałam pojęcia jak. Duff nie chciał mnie odstąpić na krok i potem wszyscy się z nas śmiali. Axl też. Zresztą, Axl szybko znalazł sobie ładną brunetkę i poszedł w ślady Slasha. Miał donośną dziewczynę, bo było ją słychać w całym domu. Dobrze się u nich bawiłam: leciała dobra muzyka, do której tańczyłam z Madie, żartowaliśmy i dużo wszyscy piliśmy. Rzadko kiedy mogłam poczuć się kobieca, seksowna i pożądana, ale w ten wieczór właśnie tak się czułam. Duff patrzył na mnie tak, jakby chciał złapać i zrobić ze mną wszystko. Coraz bardziej mi się to podobało, aż w końcu nawet do tego prowokowałam. Zbliżała się 3 rano i dało się odczuć zmęczenie. Chciałyśmy wracać i zabrać ze sobą Eve. Stałam przed pokojem, do którego poszła ze Slashem i zapukałam.
- Spierdalać, chuje! Nie dziele się!- wykrzyczał Slash.
 Nie rozumiałam o co mu chodzi, uchyliłam lekko drzwi. Zobaczyłam ich siedzących na ziemi. Dziewczyna miała przewiązaną chustkę na ręce i była w trakcie dawkowania narkotyku. Nie wiem jak opisać ten strach, lęk i obrzydzenie, kiedy to zobaczyłam. Ilość alkoholu we mnie nie zmieniła się, ale poczułam jakbym natychmiast wytrzeźwiała.
- Eve! Co ty robisz? Głupia jesteś?!- podeszłam do niej. Chciałam ją zabrać stamtąd jak najszybciej.
- Spoko. Tobie też by się przydało, bo jesteś spięta jak dupa- zaśmiała się, a wraz z nią Slash.
- Idziemy, szybko!- pozwoliłam jej dokończyć i mocno chwyciłam jej rękę. Pociągnęłam gwałtownie i wyszłyśmy z pokoju zahaczając jeszcze o Madie. Chciałam pożegnać się z Duffem, ale nigdzie go nie widziałam, a nie mogłam pozwolić na to, by Eve wróciła tam. Blondyn zobaczył jak wychodzimy i popędził do nas.
- Idziecie już?- spytał nietrzeźwym głosem.- Zostań proszę.
- Było bardzo fajnie, dziękuję. Przyjdę jutro po auto, trzymaj się- rzuciłam i odeszłam z dziewczynami.
 Eve szła nieprzytomna. Nie byłyśmy z Madie zbyt trzeźwe, ale potrafiłyśmy prowadzić jeszcze naćpaną dziewczynę. Droga powrotna minęła mi jak mrugnięcie, chociaż był to naprawdę spory kawał drogi. Eve co chwilę wymiotowała i trzęsła się. Nie miałam nigdy doświadczenia z osobą, która zażywała twarde narkotyki. Jedyne co mi się zdarzyło wraz z moimi znajomymi z Oakland, to zioło. Nie pochwalałam narkotyków i od dawna tego nie brałam. Uważałam, i dalej tak myślę, że narkotyki mogą uszczęśliwić na chwilę, a zniszczyć potrafią życie na zawsze. Chciałyśmy zaopiekować się nią, więc przemyciłyśmy ją do naszego pokoju w kampusie.
  Rano rozległ się okropnie głośny dźwięk budzika. Z trudnością otworzyłam oczy, a kiedy przeniosłam się do pozycji siedzącej myślałam, że zwrócę wszystko co wczoraj jadłam. Spojrzałam na łóżko Madie, które było puste. Musiała być już na zajęciach. Eve spała na ziemi obok jej łóżka wraz z jej wymiocinami. Wyłączyłam budzik i stwierdziłam, że opuszczę pierwsze zajęcia. Czułam się fatalnie, a sprzątając po Eve dołożyłam sobie sprzątania. Jedyne co mogło mi pomóc to pożywne śniadanie i długi prysznic. Moje włosy i ciało śmierdziało wczorajszym wieczorem, które zaczęłam od razu analizować pod ciepłą wodą. Wszystkie fragmenty łączyłam w całość i przypominałam sobie większość wydarzeń. Byłam mocno spóźniona na uczelnie i biegłam na kolejne zajęcia. Tego dnia miałam zajęcia z ciemni, a to był dobry moment, by wywałać moje zdjęcia z sesji chłopaków. Przeprosiłam za spóźnienie i dołączyłam do mojej grupy. Zdjęcia wyszły nieskromnie powiedziawszy fantastycznie, a chłopaki pokazywali prawdziwych siebie, takich jakich widziałam ich wczorajszego wieczoru. Do południa czułam się jeszcze pijana i było mi niedobrze. Przeklinałam siebie za to, że dałam się na namówić na alkohol. Byłam zmęczona i miałam ochotę odespać poprzednią noc, ale musiałam jeszcze odebrać samochód. Wróciłam do pokoju i chciałam się przebrać.
- Joan, dziękuję- przytuliła mnie Eve.- Madie mi powiedziała, że wczoraj mnie stamtąd zabrałaś siłą. Dziękuję Ci, bo wiem, że mogło to się skończyć gorzej. I Wiem... Nie musicie mi mówić, to głupota co robię z nimi, ale mi się podoba ich życie. A ten narkotyki, to... To... Chciałam spróbować. Nie zrobię tego już, obiecuję- nieszczerze spojrzała na nas.
- Dobrze, nie ma sprawy- podejrzliwie wpatrzyłam jej się w oczy. Wiedziałam, że kłamie.- Przebieram się szybko i idę odebrać samochód.
- Mogę zabrać się z tobą? Dzisiaj już będę u nich grzeczna- dziewczyna patrzyła na mnie małymi oczami.
- Twoje życie, Eve- odpowiedziałam.- Nie będę się bawić w twoją matkę, ale martwimy się o ciebie i nie chcemy żebyś wpadła w kłopoty.
 Wzruszyła ramionami i zostawiłyśmy Madie samą. Szłyśmy w milczeniu: jej było głupio i nie wiedziała co powiedzieć, a ja zwyczajnie nie miałam ochoty na rozmowę. Los Angeles powoli stawało się coraz mniej ciepłe i słoneczne, lecz dalej miało swój urok. Wchodząc na ulicę, na której mieszkał zespół można było oczywiście zobaczyć radiowóz wolno jadący. Moje auto stało parę metrów dalej od ich domu ze względu na bezpieczeństwo, ale postanowiłam wejść do nich z Eve i pochwalić się zdjęciami. Długo czekałyśmy przed drzwiami zanim nam ktoś otworzył. Moim oczom ukazał się Slash z butelką whisky i zasłoniętą twarzą przez loki. Weszłyśmy do środka i nigdy nie widziałam takiego syfu. To co widziałam poprzedniego dnia, to było nic w porównaniu do wtedy. Brzydziłam się usiąść na kanapie, ponieważ miałam czyste jasne spodnie. Lekko usiadłam na brzegu sofy. Slash zaproponował nam coś do picia, oczywiście alkoholowego.
- O, cześć dziewczyny z wczoraj- Steven nam pomachał i usiadł obok Slasha na kanapie.
 Chłopaki spojrzeli na siebie spod burzy włosów i rozsypali na stole biały proszek. Eve podała im zwinięty banknot, podzieliła część na trzy i każdy po kolei wciągnął narkotyk. Wiedziałam, że Eve kłamała z tą obietnicą. Poprosiła mnie abym nic nie mówiła Madie i tym razem ja jej skłamałam. Mogła spotykać się z tymi chłopakami i pieprzyć się ze Slashem na prawo i lewo, ale nie chciałam jej pozwolić na coś takiego, jak narkotyki. Do naszej czwórki bez słowa podszedł Axl, który usiadł na tym fotelu co wczoraj i zarzucił nogi na stół. Miał bardzo obcisłe skórzane spodnie uwypuklające jego miejsce intymne, wulgarną koszulkę i okulary. Widać było po nim, że nie ma najlepszego humoru, dlatego długo wahałam się czy mam go zagadać o zdjęciach.
- Przyniosłam wam moje zdjęcia z tamtej sesji. Jeśli chcecie to mo...
- Pokaż to, mała- przerwał mi rudy i zdjął okulary.
 Wyjęłam z torby kilka zdjęć i podałam mu je. Oglądał je w ciszy i ze skupieniem na twarzy. Te obejrzane zdjęcia podawał chłopakom. Slash śmiał się oglądając i komentował, że mógł być jednak trzeźwy do tych zdjęć. Po chwili wszyscy się śmialiśmy z nich, chociaż bardziej śmialiśmy się ze sposobu komentowania. Do pokoju wszedł zaspany Duff z pretensjami, że nawet wyspać się nie da. Wtedy widziałam go po raz pierwszy, jak był trzeźwy. Dopiero po chwili zauważył mnie i Eve.
- Czas się napić- odezwał się blondyn i poszedł bo butelkę wódki.
- Zajebiste te zdjęcia. Najlepsze jest to, że jesteśmy na nich prawdziwi, a to przez to, że te zdjęcia nie są zbyt perfekcyjne, profesjonalne, tylko zrobione z serca, wiesz- powiedział Axl.
Uśmiechnęłam się moim najszczerszym uśmiechem.
- Hej!- krzyknął nagle Steven.- Może ona nam zrobi zdjęcia na koncercie?
- Chciałabyś?- spojrzał na mnie rudy. Jak ja uwielbiałam jego głęboki głos i spojrzenie.- W sobotę mamy koncert i chcieliśmy żeby nam ktoś porobił zdjęcia. Niedługo wydajemy płytę, fajnie by było mieć jakieś koncertowe zdjęcia. Nie mamy zbyt dużo kasy, ale po koncercie możesz liczyć na dobrą imprezę.
- Tak! I wcale nie liczę na pieniądze- mówiłam z pełnym uśmiechem.- Super by było gdybyście tylko podpisali zdjęcia moim nazwiskiem. O ile spodobają wam się.
- Na pewno nam się spodobają- Duff wrócił z wódką, a tak naprawdę do połowy pustą butelką.
- Zdążyłeś, kurwa, wypić połowę zanim tu dolazłeś?!- Slash nerwowo odgarnął włosy z twarzy.
- Ja pierdole, suszyło mnie po wczoraj, a nic innego nie mamy do picia.
 Długo nie trwała trzeźwość Duffa. Byłam zszokowana ich trybem życia, nigdy czegoś takiego nie widziałam, było to dla mnie coś abstrakcyjnego. Narkotyki, alkohol i pół nagie dziewczyny, których co prawda wtedy jeszcze nie było. Zostawiłam im zdjęcia z sesji, ponieważ kopie miałam w domu dla siebie. Wstałam z kanapy i zatwierdziłam, że będę pojutrze na sesji, a następnie wyszłam. Eve została, a ja nawet jej nie próbowałam wyciągać. Na dworze się ściemniło i było dość chłodno. W powietrzu można było wyczuć wilgoć.
- Ej, czekaj!- krzyknął ktoś, gdy ja już byłam po drugiej stronie ulicy.
 Odwróciłam się i naprzeciwko zobaczyłam Axla. Trzymał w ręce skórzaną kurtkę, a w drugiej papierosa. Rozejrzał się po ulicy i podszedł do mnie. Czułam jak serce coraz mocniej zaczyna mi bić, a nogi stawały się coraz miększe.
- Podwieziesz mnie?
- Jasne- kiwnęłam potwierdzająco głową i udaliśmy się w kierunku auta.
 Tym razem rozmowa opierała się na mnie. Odczuwałam zainteresowanie z jego strony: pytał skąd jestem, co robię oprócz fotografii, czego słucham. Po pewnym czasie serce przestało mi łomotać jak głupie, ale i tak czułam się jak idiotka. Kazał mi się zatrzymać na parkingu przed sklepem muzycznym. Na przedniej szybie zobaczyłam pierwsze krople deszczu.
- Dzięki, że mnie podwiozłaś. Widzimy się w sobotę?
- Będę na pewno- obiecałam.
 Wyszedł z auta mocno trzaskając drzwiami. Przez całą drogę do kampusu karciłam się za swoje zachowanie przy nim. Dopiero parkując zdałam sobie sprawę, że dostałam kolejną szansę na zdjęcia. Wierzyłam całym sercem w to, że Los Angeles to idealne miejsce dla mnie.


* Za jakiekolwiek błędy przepraszam- jestem tylko człowiekiem, zdarza się każdemu :)
* Jeśli czytasz, skomentuj! Daj znać, że dotrwałeś do końca oraz zmotywuj do pisania kolejnego rozdziału!

6 grudnia 2015

It's So Easy: Rozdział II

'Knocking On Heaven's Door'


  Pierwszy tydzień na uczelni dobiegał końca. Ostatnie moje zajęcia były z technik fotografii.
Najbardziej cieszyłam się na nie ze względu na profesora Adamsa, który wykładał. Wiele o nim słyszałam i czytałam. Był gościem, który robił zdjęcia na okładki magazynów, płyt, brał udział w nagrywaniu teledysków. Wiedziałam, że nauczę się bardzo wiele rzeczy od niego. Mimo długich oczekiwań na te zajęcia, to jak zwykle się spóźniłam. Taki zły nawyk. Od zawsze chciałam z tym walczyć, ale nie udało mi się tego przezwyciężyć. Spojrzałam przepraszająco na profesora. Speszył mnie już samym swoim wyglądem i wzrokiem. Rzuciłam ciche 'przepraszam' i zajęłam wolne miejsce. Przez cały tydzień nie było całej mojej grupy na ani jednym wykładzie, aż do wtedy. Nie tylko ja czekałam na jego zajęcia. Otworzyłam swój notatnik i byłam gotowa na przyswojenie wiedzy. W tamtym momencie nie było siły, która mogłaby mnie rozproszyć. Pisałam w zeszycie wszystko, co tylko potrafiłam wyłapać i zapisać. Na koniec profesor oznajmił, że ma niezwykle wielką szansę dla jednego z nas.
- Ostatnio zwolniłem swojego asystenta- zaczął.- W przyszłym tygodniu mam ważną sesję i potrzebuje kogoś, kto by mi asystował. Przyda wam się doświadczenie, jakie zaobserwujecie na sesji.
 Wszyscy się ożywili. Wyprostowałam się z ekscytacji i podparłam głowę ręką.
- Macie czas do poniedziałku na zrobienie zdjęcia, które mnie zaskoczy. Chcę zdjęcia, które wykaże waszą kreatywność, które będzie szokować, dawać do myślenia i będzie inne niż wszystkie, bo takie są moje zdjęcia i takich ludzi szukam.
Najpierw byłam pełna nadziei, że uda mi się, że zrobię to i wygram, ale pakując swoje rzeczy do torby ten entuzjazm zmalał. Nie wiedziałam na co stać ludzi z mojej grupy, nie miałam pomysłu. Wątpiłam w siebie i uważałam, że każdy może zrobić takie zdjęcie jak moje. Wróciłam do swojego pokoju akademickiego. W kampusie można było dostrzec zbliżający się weekend. Postanowiłam, że ten weekend odpuszczę. Chciałam wziąć się w garść i zrobić zdjęcie, które zaskoczy profesora. Niesamowicie chciałam wziąć udział w jego sesji. Madie jeszcze nie było, więc napawałam się ciszą. Rzuciłam niedbale torbę i położyłam się na łóżku. Moje myśli były bardzo intensywne, nie umiałam ich uporządkować. Główkowałam o zdjęciu, które miało być najlepszym zdjęciem w mojej dotychczasowej karierze. Miałam za sobą jedną wystawę w swojej szkole średniej. Wygrałam wtedy konkurs na zdjęcie świąteczne. To było moje jedyne osiągnięcie, ale w każdej wolnej chwili w domu starałam się rozwijać.
- Hej, piękna- ciepło przywitała mnie Madie.- Jak minął Ci dzień?
- Wiesz, stało się coś niesamowitego!- podniosłam się do pozycji siedzącej by lepiej  ją widzieć.- Potrzebuje twojej pomocy.
Opowiedziałam jej o konkursie. Chciałam ją wykorzystać jako modelkę, i nie tylko ją. Miałam na myśli także jej koleżanki, które poznałam tydzień temu na koncercie. Nie posiadałam jeszcze nawet zarysu mojego zdjęcia, ale byłam pewna, że chcę je umieścić na nim. Moja współlokatorka wyglądała jakby myślami była zupełnie gdzieś indziej.
- Ej, co jest?- spytałam.
- Tak, też tak myślę- usiadła obok mnie. Spojrzałam na nią pytająco, zauważyła to.- A co mówiłaś?
- Czy pomożecie mi? Nie mam jeszcze pomysłu na zdjęcie, ale wymyślę coś.
- Jasne, pogadam z dziewczynami- przytaknęła i od razu jakby przypomniała sobie o czymś.- No właśnie, ja i dziewczyny chcemy iść dzisiaj na ten koncert Guns N'Roses. Eve naprawdę mega wkręciła się w nich. Idziesz z nami, prawda?
Po koncercie trochę miałam niepochlebne zdanie o Eve, która na oczach wszystkich dawała się Slashowi, w dosłownym znaczeniu. Szacunek do siebie to coś, co powinna posiadać każda kobieta. Nie znałam jej dobrze i odpychałam od siebie te niepochlebne myśli, by jej nie oceniać pochopnie. Podobało mi się na koncercie i bardzo chciałam iść na niego, ale były ważniejsze rzeczy, które chciałam zrobić tamtego wieczoru, mimo że pragnęłam posłuchać ich jeszcze raz.
- Nie mogę, Madie. To dla mnie ważne. Muszę dzisiaj wymyślić to żebyśmy w weekend to zrealizowały. Ale bawcie się dobrze i pamiętaj: miej majtki na swoim miejscu!
- Wiem, wiem- zaśmiała się i poczochrała mnie po głowie. Wzięła swój różowy ręcznik i poszła się kąpać.
Położyłam się z powrotem i zamknęłam oczy. Moje myśli odbiegły od tematu fotografii i powędrowały do Oakland. Zupełnie zapomniałam, że miałam zadzwonić do domu. Ściemniało się już i zerwał się mocny wiatr. Włożyłam bluzę i zarzuciłam na głowę kaptur. Krzyknęłam do Madie, że idę do budki telefonicznej. Przemierzałam korytarz akademika zaglądając do pokoi, od których drzwi były otwarte. Młodzież bawiła się najlepiej jak umiała, i w środku budynku i na zewnątrz. Wychodząc na dwór wiatr przytkał mnie trochę. Pomyślałam, że będzie mocna burza tej nocy i świeże powietrze. Włożyłam ręce do kieszeni i przyspieszyłam kroku. Budka telefoniczna stała na końcu ścieżki do mojego kampusu. Upewniłam się czy mam drobne w kieszeni i mocno zacisnęłam monety. Gdy wybierałam numer do domu miałam szybsze bicie serca, a to spowodowane obawą, że będę rozmawiać z matką albo ojcem, a ja chciałam Mary. Nikt nie odbierał przez dłuższą chwilę i miałam już odłożyć słuchawkę, ale usłyszałam męski głos. Ojciec. Porozmawiałam z nim chwilę, zaskoczył mnie. Albo dobrze udawał, albo naprawdę interesowało go co u mnie. Opowiedziałam skróconą wersję i poprosiłam żeby dał mi Mary. Najpierw ciepło mnie przywitała i bardzo się ucieszyła, ale po chwili nie wytrzymała. Płakała mi do słuchawki i mówiła, jak bardzo tęskni. Serce mnie bolało, bo też tęskniłam. Nie rozmawiałyśmy zbyt długo, nie mogłam znieść przykrej atmosfery i jej szlochu. Całkowicie rozklejona wróciłam do pokoju. Otarłam łzy o bluzę i zdjęłam ją. Zauważyłam, że Madie już nie było. Coraz bardziej żałowałam, że nie poszłam z nimi, by znowu zobaczyć ten zespół. Usiadłam na podłodze opierając się o łóżko, a następnie wyjęłam z torby moje notatki z całego tygodnia. Powoli je czytałam, by chociaż trochę zainspirować się. Wyrwałam jedną czystą kartkę i długopisem zapisywałam wszystko co mi przyszło do głowy. Co chwilę moje skupienie zakłócały myśli o koncercie, o rudym wokaliście, którego biodra kołysały się w taki sposób, że czułam gęsią skórkę nawet na głowie. Tak, koncert- pomyślałam. Spojrzałam na szafę, na której wisiała jeszcze kurtka Duffa. Zapomniałam o niej całkowicie, bo przecież mogłam dać ją Madie, by ona oddała chłopakowi. Zapisałam kolejny pomysł na kartce, a właściwie to dwa pomysły. Drogą redukcji wyeliminowałam 8 pomysłów i został jeden właściwy.
   Szłam na poniedziałkowe zajęcia z wielką nadzieją. Wywołałam trzy zdjęcia, które uważałam za najlepsze. Przez cały dzień miałam zdecydować się, które pokazać profesorowi. Niecierpliwie siedziałam od rana na wykładach, nie mogłam się skupić ani wysiedzieć. Wszyscy rozmawiali o zajęciach profesora Adams i o ich zdjęciach. Na samą myśl zaczynał mnie boleć brzuch. Tym razem nie chciałam się spóźnić i czekałam z grupką osób przed drzwiami sali wykładowej. Ostatni raz oglądałam zdjęcia. Wciąż się wahałam.
- Drugie- usłyszałam.- Jest ostre, kontrowersyjne, ale pokazuje realia dzisiejszej młodzieży. Podobają mi się te dziewczyny.
Obejrzałam się za siebie. Ujrzałam chłopaka, który był o głowę wyższy ode mnie, ale to nie trudne przy wzroście 160 cm. Widziałam go wcześniej w kampusie. Uśmiechnęłam się do niego i kiwnęłam głową.  Miał rację, o to mi chodziło w tym zdjęciu. Ucieszyłam się, że dobrze zinterpretował. Były na nim dziewczyny, które ubrane były w skóry, potargane rajtuzy, a na ziemi leżały strzykawki, tani alkohol, papierosy i megafon. Eve trzymała w ręku album zespołu The Rolling Stones, Julie paliła ekstrawagancko papierosa, a Madie leżała tak, jakby miała najlepszy odlot w swoim życiu.
- Dziękuję. Też tak myślałam, ale trochę się wahałam. Utwierdziłeś mnie w tym przekonaniu- spojrzałam na zdjęcie i przejechałam po nim ręką.
Widziałam, że chłopak wpatrywał się we mnie i oczekiwał, jakbym miała coś jeszcze dodać. W oddali wyłonił się profesor i pospiesznie szedł w naszym kierunku. Rozmawiał przez swój telefon komórkowy, który stawał się coraz bardziej popularny. Nie każdy mógł go mieć przez cenę, więc w posiadanie takiego aparatu zaopatrywali się zamożni ludzie. Uważałam, że taki telefon jest bardzo nieporęczny, ponieważ był wielki i niekomfortowy. Całkowicie mi odpowiadała budka lub telefon stacjonarny. Wykorzystując chwilę przeprosiłam chłopaka i weszłam do sali. Nie miałam ochoty na dalszą rozmowę przez mój stres spowodowany wyczekiwaniem na zajęcia. Profesor zebrał konkursowe zdjęcia i powiedział, że da znać. Czekanie było udręką.
 Następnego dnia siedziałam na ławce przed biblioteką. Miałam godzinną przerwę, więc pomyślałam, że to dobry czas żeby nadrobić zaległości ze sztuki. Nie byłam, i nie jestem, dobra w rysowaniu, ale starałam się. Poczułam czyiś dotyk na ramieniu. Nerwowo odwróciłam się i zobaczyłam profesora Adamsa.
- Zaskoczył mnie pan- nerwowo zaśmiałam się.
- Dzień dobry, panno Swam- uśmiechnął się i usiadł obok mnie. Położył swoją teczkę na kolanach i wyjął z niej zdjęcie.- Wiesz co to jest?
- Moje zdjęcie?- zapytałam niepewnie. Bardzo czułam się zestresowana w jego obecności. Czułam jakby jego wyższość, przewagę i oczywiście wielki respekt.
- Wybrałem je. Nie jest idealne pod wieloma względami, na przykład nie podoba mi się kontrast- wyjawił i na chwilę zamilkł. Nie docierało do mnie, co powiedział w pierwszym zdaniu.- Zastanawiasz się czemu je wybrałem? Bo jest prawdziwe. Pamiętam, jak ja byłem młody. Te dziewczyny są prawdziwe w tym co robią, a ty ukazałaś ich piękno, piękno młodości, ale zarazem niebezpieczeństwo, szaleństwo.
Byłam zszokowana. Nie wiedziałam jak mu okazać moją radość. Nie chciał mi powiedzieć na jakiej sesji będziemy, ale kazał mi być kolejnego dnia w południe na parkingu niedaleko kampusu. Obiecałam dziewczynom, że w weekend postawie im dobrą imprezę, jako podziękowanie. Eve najbardziej się ucieszyła. Razem z moją współlokatorką świętowałyśmy moje małe zwycięstwo wieczorem. Zdradziła mi potem, że na koncercie Duff się o mnie pytał. O mnie i, oczywiście, o kurtkę.
 Spakowałam do torby mój aparat, na wszelki wypadek, i poszłam na umówione miejsce z profesorem. Szłam przyspieszonym tempem, bo byłam już spóźniona 5 minut, lecz wyszło na to, że wcale się nie spóźniłam. Pan Adams przyjechał dopiero po chwili. Zabrał mnie i w drodze tłumaczył mi, że sesja będzie trudna, ale będzie starał się w między czasie uczyć mnie przydatnych rzeczy. Miałam mu pomóc przy lampach, sprzęcie i scenerii. Przez całą drogę nie chciał wyjawić mi czyja ma być sesja i dlaczego miała być trudna. Zdradził jednak, że zdjęcia mają iść na promocję płyty. Zajechaliśmy pod budynek wytwórni muzycznej. Ucieszyłam się, że będę świadkiem sesji wielkiej gwiazdy. Pomogłam wypakować z bagażnika torby ze sprzętem. Weszliśmy do budynku i podążyliśmy korytarzem na sam koniec.
- A teraz słuchaj- przed drzwiami zatrzymał mnie profesor.- Mogą dziać się tam dziwne rzeczy: narkotyki, alkohol, możesz słyszeć bardzo dużo nieładnych słów, ale to jest właśnie całe... Guns N'Roses- otworzył drzwi do studnia i wpuścił mnie pierwszą. Wmurowało mnie, że to właśnie im miałam robić sesję. Weszłam do studia i rozejrzałam się po nim. Slash siedział na kanapie obok dwóch dziewczyn i przesuwał palcem nijako po gryfie, a w drugiej ręce trzymał butelkę Jacka Danielsa. Perkusista stał nad nim i uderzał rytmicznie jedną pałeczką o drugą, a obok niego stał Duff. Przy konsoli siedział nieznany mi mężczyzna, który odwrócił się na dźwięk otwieranych drzwi.
- Witam, jestem Tom- wyciągnął do mnie rękę, a następnie do mojego nauczyciela. Dopiero wtedy chłopaki zauważyli, że ktoś wszedł. Slash znacząco nie zareagował, za to Steven i Duff podeszli do nas. Poczułam nieprzyjemny zapach alkoholu od nich.
- Pamiętam o mojej kurtce- odezwał się do mnie Duff.
- Ja też, oddam- zapewniłam go, lekko uśmiechając się.
- Mam nadzieję.
Położyłam torbę pod ścianą i musiałam wytłumaczyć panu Adamsowi skąd ich znam. Czekaliśmy na pełny skład zespołu, więc za ten czas rozłożyliśmy lampy i przygotowaliśmy się do zdjęć.
- Dobra, kurwa!- do pomieszczenia wleciał Axl z Izzym.- Jestem gotowy, dziwki!- dokończył swoje piwo i rzucił puszkę o ścianę. Spojrzał na nas z Izzym. Nie wydawało mi się, by mnie poznał. Wręcz byłam pewna.
 Na samym początku mieliśmy zrobić parę zdjęć na kanapie. Jedna z dziewczyn natapirowała Duffowi włosy i lekko pomalowała chłopaków. Usiedli obok siebie na kanapie i starali się pozować. W między czasie popijali z gwinta gorzałę. Poprosiłam mojego nauczyciela czy mogłabym także robić im zdjęcia swoim aparatem, zgodził się. Nie miałam za wiele do powiedzenia na sesji. Chłopaki żartowali, śmiali się i robili sobie głupie docinki. Jak dobrnęliśmy do końca sesji, to byli już nieźle nawaleni. Slash zaczął grać na gitarze akustycznej, a Axl lekko nucić. Pamiętam, że chciałam bardzo zwrócić na siebie uwagę Axla, ale bez skutku. Jego głos był magnetyzujący i nie tylko podczas śpiewania, bo kiedy żartował i coś opowiadał jego głos był tak męski, że jeszcze bardziej mnie pociągał. Slash wstał z kanapy i zabrał jedną dziewczynę do innego pomieszczenia. Mieliśmy dość sporo zdjęć, a panu Adamsowi brakowało już cierpliwości do nietrzeźwych chłopaków, więc kazał mi poskładać lampy i różne kable.
- Hej- zagadnął Duff.- Mam propozycję dla ciebie, jak możesz się zrekompensować za moją kurtkę- zmierzył mnie wzrokiem i zaciągnął się papierosem.
- No słucham- nie przerywałam zwijania kabli. Popatrzyłam jednym kątem oka na profesora.
- Robimy dzisiaj u siebie taką posiadówkę, wiesz. Zresztą jak co wieczór. Mogłabyś wpaść, a przy okazji oddałabyś wreszcie kurtkę, co?- uśmiechnął się uroczo i odgarnął włosy z twarzy. Wystraszyłam się, że przypali sobie włosy papierosem, bo widać było jego upojenie alkoholowe.
- No dobrze, w końcu obiecałam, że oddam- przytaknęłam i kazałam spisać adres, pod który mam przyjechać.
 Pospiesznie poszedł po kawałek kartki i zapisał niechlujnie adres. Schowałam karteczkę do spodni i dokończyłam pakowanie. Tom, który był z wytwórni, przeprosił nas za chłopaków i powiedział, że jeśli będzie trzeba, to możemy powtórzyć sesję. Po drodze do wyjścia minęliśmy Slasha z prawie pół nagą dziewczyną. Wróciłam do kampusu i nie mogłam się doczekać kiedy zamknę się w ciemni i zajmie się zdjęciami z dzisiaj. Musiałam poczekać do jutra. Prawie wbiegłam do pokoju, by szybko powiedzieć Madie komu robiłam zdjęcia. Siedziała grzecznie przy biurku i robiła jakieś notatki.
- Hej, piękna!- powitałam ją naszym stałym tekstem.
- No cześć, cześć.
- Zgadnij komu robiłam dzisiaj zdjęcia- podeszłam do niej i oparłam się o biurko. Wzruszyła ramionami.- Guns N'Roses!
- O proszę- popatrzyła na mnie.- Cieszę się- uścisnęła moją dłoń i wróciła do pisania.
- Madie...- zaczęłam.- Obiecałam wam w nagrodę imprezę w weekend, ale może zrobimy to dzisiaj?- wyszczerzyłam się. Nie chciałam sama jechać do chłopaków, a wiedziałam, że one mają na nich fazę.- Duff zaprosił mnie do nich na jakąś 'domówkę'- gestem wzięłam słowo domówka w cudzysłów.
- Ten Duff to chyba jakąś mięte czuje do ciebie- stwierdziła i śmiesznie poruszyła brwiami.
- Wydaje ci się... Wolałabym Axla- cicho wyznałam i zachichotałam.
- Uważaj, bo zaraz cały zespół rozkochasz w sobie- zaśmiała się.- Zostaw tylko Slasha dla Eve- wstała od biurka i schowała notatki do szuflady.- Możemy tam jechać, bo Eve właśnie dzisiaj tam ma być, a Julie... A Julie to nie wiem, nie odzywam się do niej.
- To świetnie!- wystawiłam do niej rękę, by zbiła mi piąteczkę.- Znaczy wiesz, poprawka! Świetnie, że jedziemy, a nie to z Julie.
 Przybiła mi piątkę i wspólnie przeszukiwałyśmy szafę. Madie strasznie upierała się na to, bym założyła skórzane rurki, które zostawiła u nas Julie. Nie zgadzałam się, ale widząc moją współlokatorkę w opiętej spódniczce, to założyłam je. Były cholernie obcisłe i doskonale uwydatniały kształt pośladków. Do tego założyłam białą koszulę z lekkim dekoltem. Chciałam wreszcie zwrócić uwagę Axla na siebie, a w tych spodniach miałam ogromną szansę. Zabrałam kurtkę Duffa i wyszłyśmy z pokoju. Śmiałyśmy się, że wyglądamy trochę jak groupie, że może przesadziłyśmy.
- Oby nie pękły- powiedziałam wsiadając do mojego samochodu. Koleżanka głośno wybuchła śmiechem i usiadła po stronie pasażera.
Dałam jej kartkę z adresem i kazałam jej nawigować. Dojazd nie był taki prosty, Madie nie sprawiła się w tej roli. Wjeżdżając na ulicę, gdzie miał znajdować się dom chłopaków zauważyłyśmy dwa krążące radiowozy. Spojrzałam na Madie i spytałam czy na pewno tam wchodzimy, ale pewnie odpowiedziała, że tak. Auto postawiłam trochę dalej, z uwagi na bezpieczeństwo. Furtka była otwarta, więc weszłyśmy na posesję i zapukałyśmy do wielkich drzwi. Na trawniku było mnóstwo szkła.
- No witam jakieś piękne panie- otworzył nam drzwi Steven.- Axl! Czy zamawiałeś jakieś luksusowe panie?!- krzyknął.
- Co?! Nie! Ale w sumie mogę zamówić- odpowiedział.
- Nie jesteśmy paniami do towarzystwa- przerwałam.- Robiłam wam dzisiaj zdjęcia, a Duff mnie zaprosił.
- A no tak, teraz poznaje- przypatrzył mi się, a potem Madie. Widać było, że ich z pamięcią nie było najlepiej. Gestem zaprosił nas do środka.
Weszłyśmy niepewnie i widziałyśmy prawdziwy Hellhouse.




* Za jakiekolwiek błędy przepraszam- jestem tylko człowiekiem, zdarza się każdemu :)
* Krytyka a hejt, to różnica
* Jeśli czytasz, skomentuj! Daj znać, że dotrwałeś do końca

4 grudnia 2015

It's So Easy: Rozdział I

 ’Welcome to the jungle’

   Siedziałam w moim ulubionym fotelu i czytałam nowo nabytą książkę. Moje myśli kłębiły się. Właśnie podejmowałam kolejną ważną decyzję w moim życiu. Wybór studiów. Rodzice od zawsze mieli wielkie wymagania wobec mnie. Postanowiłam, że chcę robić to co kocham. Wybrałam fotografię. Chciałam się szkolić i być coraz lepsza w tym, co sprawia mi ogromną przyjemność. Te studia wymagały ode mnie dużo wyrzeczeń. Przede wszystkim przeprowadzka do Los Angeles. To miasto było wschodzące, stawiało na młodych, zdolnych ludzi. Tutaj, w Oakland nie miałam na to perspektyw. Od dawna wiedziałam na jaki kierunek chce iść, lecz nie miałam kiedy powiedzieć o tym rodzicom. Ojciec był surowy, bardzo zapatrzony w swoją pracę, rzadko się z nim widywałam. W dzieciństwie było inaczej. Jego firma nie była dla niego najważniejsza, nie bardziej niż ja. Później się to zmieniło. Mniej się dla niego liczyłam i nasze stosunki były chłodne. A matka? No cóż… Nie wiem w zasadzie do dziś co robiła. Uwielbiała swojego małego pieska, którego pieściła nad życie. Od 10 roku życia miałam wrażenie, że przestałam ją jakoś obchodzić. Nie miałam syndromu porzuconego dziecka, nie znałam innego życia.
Jedyna okazja kiedy mogłam z nimi porozmawiać była kolacja. Rzadko się zdarzała taka wspólna, średnio co 2 miesiące. Nie rozmawialiśmy zbyt wiele. Myślę, że po prostu nie wiedzieliśmy o czym mamy ze sobą rozmawiać, skoro tak naprawdę mało się znaliśmy. Przełykając swoją kolację myślałam jak im powiedzieć o moim wyborze. Nie wiem, może bałam się ich reakcji. Kiedy zauważyłam, że ojciec już kończy, odważyłam się.
- Wybrałam kierunek na jaki chcę iść.
- No świetnie, wreszcie. Myślę, że poszłaś po rozum do głowy i wybrałaś bankowość? – odpowiedział chłodno ojciec. Spojrzał na mnie spod okularów. Zaplanowali moją przyszłość od samego początku. Chcieli żebym ukończyła bankowość, pracowała jako prezes banku, dobrze wyszła za mąż. Ja w zasadzie nie miałam według nich nic do powiedzenia.
- Nie. Chcę iść na fotografię. Nie przekonacie mnie, to moje życie. Chcę tego.
- No trzymajcie mnie! Co ty dziecko wymyślasz! Co będziesz robić? Zdjęcia ślubne i żyła z miesiąca do miesiąca?- wtrąciła matka. Widać było, że wzburzyłam ją, bo jej ręka zaczęła nieco drżeć.
- Decyzja podjęta dawno temu. Royce Hall na UCLA przyjęło mnie.- starałam się mówić bez emocji, jakbym była całkiem spokojna.- Trzymałam to do ostatniej chwili, bo za tydzień zaczyna się rok akademicki. Dzięki moim dobrym ocenom dostałam stypendium, więc nie oczekuje od was niczego.
- Oszalałaś?! To w Los Angeles! Tutaj na miejscu załatwiliśmy ci dobrą uczelnie, a tobie teraz odwala?!- ojciec wyraźnie podniósł ton. Nie spodobała mu się ta wiadomość.
- To nie jest daleko! Nie wyjeżdżam na koniec świata. Chcę spełniać się w tym, w czym jestem dobra!- wykrzyczałam. Zapanowała cisza. Spoglądałam raz na matkę, raz na ojca.- Czemu wy nie możecie mnie po prostu wspierać? Dlaczego czuję się z własnymi rodzicami jak z obcymi ludźmi?
Cisza. Nikt już nic nie skomentował. Ostatni raz spojrzałam po nich i wyszłam z salonu. Po zimnych, betonowych schodach udałam się na górę. Zatrzasnęłam drzwi za sobą i zaczęłam płakać. Było mi ciężko. Potrzebowałam wsparcia, przede wszystkim od rodziców. Po ukończeniu liceum nie utrzymywałam kontaktu z nikim. Każdy poszedł w swoją stronę, nie miałam nikogo. Jedyna bliska mi osoba to była Mary. Nasza gosposia nie tylko zajmowała się domem, ale także mną. Byłyśmy ze sobą bardzo blisko, zastępowała mi matkę. Leżąc na łóżku byłam tak zła na rodziców, że nie chciałam ich widzieć ani brać od nich czegokolwiek. Pod wpływem impulsu zerwałam się z łóżka i podeszłam do wysokiej szafki. Ledwo sięgałam do niej, więc stając na palcach zdjęłam z niej niewielkie pudełko. Każdego miesiąca odkładałam sobie tam niewielką sumę. W wakacje i w weekendy pracowałam niekiedy w zaprzyjaźnionej restauracji. Tam zarobiłam na mój pierwszy aparat, który służył mi naprawdę długo. Nie lubiłam i nie chciałam brać od rodziców pieniędzy, lecz bywały sytuacje, w których potrzebowałam. Przeliczyłam szybko pieniądze i stwierdziłam, że na początek dam radę za to przeżyć. Byłam przekonana, że praca i studia da się łatwo pogodzić. I oczywiście byłam przekonana, że świat jest kolorowy, że wszystko jest takie proste. Uważałam się za dojrzałą, że jeśli mam 19 lat to jestem dorosła nie tylko na dowodzie. Teraz wiem, że świat tak nie wygląda, że dorosłość nie jest równa z dojrzałością.
Przychodzi taki moment, kiedy trzeba się pożegnać. Żal mi było mojego pokoju, do którego byłam strasznie przywiązana. Żal mi było zostawić Mary, którą kochałam całym sercem. I nawet żal mi było tego miasta, w którym się wychowywałam i znałam wszystkie zakamarki. Spakowałam najpotrzebniejsze rzeczy. Przy żegnaniu się z rodzicami ojciec oznajmił, że jak będzie mi brakować pieniędzy to żebym dała znać. Podniosło mnie to trochę, ale wiedziałam, że to będzie ostateczność prosić go o pieniądze. Matka nawet mnie nie uściskała. Stała na schodach i rzuciła lekkie ‚jedź ostrożnie’. Mary płakała, a ja widząc to także. Obiecałam jej, że przyjadę po nią i pojedziemy na wycieczkę do Los Angeles, jeśli mi się uda. Nie chciałam zwlekać pożegnania i udałam się szybko do garażu. Zapakowałam swoje rzeczy do mojego kochanego garbusa, którego ojciec kupił mi na 18. Kultowy garbus z 1985 roku robił furorę i niewiele dzieciaków mogło się nim pochwalić. Miał miętowy kolor, a w środku była jasna skóra. W środku miałam radio na kasety i uwielbiałam puszczać w nim piosenki Aerosmith. Do Los Angeles jechałam 6 godzin i zmęczenie dało mi naprawdę w kość.
Zobaczywszy tabliczkę z napisem ‚Los Angeles’ czułam ekscytację, wreszcie zaczynałam coś od nowa, zupełnie sama. Błądziłam w mieście zanim trafiłam do akademików. Obawiałam się, ale raczej moje podniecenie zwalczało strach. Na terenie kampusu był mnóstwo osób, które właśnie przyjechały, a które już tu są od dawna. Wszyscy byli uśmiechnięci, muzyka grała z każdej strony. Uśmiechnęłam się pod nosem. Szłam rozglądając się dokąd mam iść, by się zameldować. Podeszła do mnie grupa chłopaków, którzy widzieli moje zakłopotanie. Zameldowałam się i poprosiłam dopiero co poznanych chłopców, aby pomogli mi z moimi rzeczami. W drodze do mojego nowego miejsca zamieszkania rozglądałam się gdzie co jest. Teren kampusu był ogromny, wszystko pięknie zrobione. Budynki były z ciemnej cegły, a trawa z drzewami zadbana. Były miejsca przydzielone na relaks między wykładami. Długie, ciągnące się korytarze były już przepełnione studentami. Niektórzy stali na korytarzu popijając piwo i słuchając rock’n'rolla, a niektórzy w pokoju wypakowywali się. Zobaczyłam pokój, który miał mi zastąpić dom. Podziękowałam grzecznie moim przewodnikom i pociągnęłam za klamkę. Pierwsze co zobaczyłam to pomarańczowy kolor ścian, co niezbyt mi się spodobało. Pokój był niewielki: po obu stronach łóżka, jedno biurko i szafa z komodą. Mój wzrok zatrzymał się na niskiej brunetce. Uśmiechnęła się do mnie i wstała ze swojego łóżka.
- Madie, miło mi cię poznać.- wyciągnęła do mnie dłoń.
- Hej, Joan.- odwdzięczyłam jej się uśmiechem i uścisnęłam jej smukłą dłoń.
Pomogła mi wnieść moje rzeczy do pokoju i wyjaśniła co jest moje, a co jej. Zaczęłyśmy po woli się poznawać i dowiadywać o sobie podstawowych informacji. Madie była grzeczną i ułożoną dziewczyną z Bakersfield, która przyjechała studiować politologię. Miała też 19 lat, ale w jej zachowaniu i głosie można było wyczuć większą dojrzałość niż u mnie. Rozpakowałam i ułożyłam swoje rzeczy. Przerażało mnie mieszkanie z obcą osobą w jednym pokoju. W zasadzie nie przerażał mnie fakt, że jest to obca osoba, lecz to, że będę zmuszona się dzielić. Nie byłam nauczona tego, zawsze byłam tylko ja. Co ja dostałam, to było moje. Wiedziałam, że będzie ciężko się przyzwyczaić. Dobrze nam się rozmawiało ze sobą. Madie wyznała, że ma tu znajomych i zabierają ją dzisiaj na koncert. Próbowałam rozmowę potoczyć tak, aby mnie zabrała ze sobą. Ja nikogo tu nie znałam, oprócz tej grupki chłopaków, których imion zapomniałam po przekroczeniu progu pokoju. Udało się, Madie zabierała mnie na koncert.
Byłyśmy umówione na Sunset Strip. Czekając na przyjaciółki Madie znalazłam ulotkę promującą koncert dzisiejszego wieczoru.
‚ CZAS ZASZALEĆ/ CZAS SIĘ NAWALIĆ/ CZAS NA PRAWDZIWEGO ROCKA/ GUNS N’ROSES/ 2 KONCERTY/ 20:00 I 22:00/ ROXY THEATER’
Spytałam Madie co to za zespół, a ona ze zdziwieniem spojrzała na mnie. Wyjaśniła, że jest to teraz zespół ‚na fali’ i dziwne, że o nim nie słyszałam. Pięciu chłopaków z ulicy, którzy są tak niebezpieczni, że kluby boją się ich zapraszać. Po tych słowach zaczęłam być bardzo ciekawa tego koncertu. Ludzie, głównie kobiety, ustawiały się w kolejce do klubu. Razem z Madie postanowiłyśmy stanąć w tłumie, który ustawił się na pokaźną kolejkę. Dziewczyna co chwilę rozglądała się za swoimi przyjaciółkami, aż w końcu pomachała komuś ręką.
- Wybacz za spóźnienie, Madie, ale ojciec mnie nie chciał wypuścić z domu w tym stroju.- skrzywiła się dziewczyna, która do nas podeszła. Miała krótkie skórzane spodenki na sobie i podarte czarne rajtuzy. Jej spodenki ledwo zakrywały pośladki, a bluzka, którą miała pod kurtką odkrywała jej okazały biust. Obok niej stała druga dziewczyna i była śliczną blondynka w obcisłej czerwonej sukience. Obie spojrzały na mnie.
- Nic się nie stało.- uśmiechnęła się.- Poznajcie się, to Joan. Będziemy razem współlokatorkami, więc postanowiłam ją zabrać i lepiej poznać. A to jest Eve i Julie.
Przywitałam się z nimi. Poczęstowały mnie papierosem i zdążyłyśmy się nieźle uśmiać zanim weszłyśmy. W środku było ciemno, że trzymałyśmy się z dziewczynami za ręce. Tłum był na cały klub, że nie mogłam swobodnie stanąć. Dziewczyny, które przyszły oglądać pięciu niebezpiecznych facetów ustawiały się pod sceną. My za to poszłyśmy do baru i zamówiłyśmy na rozluźnienie parę drinków. Nie pamiętałam kiedy ostatni raz wyszłam pobawić się. Wiedziałam, że moje życie zmienia się na lepsze. Po paru głębszych czułyśmy się wszystkie ze sobą bardzo swobodnie. Atmosfera w klubie zagęszczała się, a fani krzyczeli nazwę zespołu z niecierpliwości. Zrobiło się naprawdę gorąco, zdjęłam swoją skórzaną kurtkę i położyłam na krześle, na którym siedziałam. Dziewczyny popędzały mnie pod scenę, więc wypiłam duszkiem ostatki drinka i poszłyśmy dołączyć do tłumu. Z opóźnieniem zespół wchodzi na scenę. Krzyk fanek da się głośniej usłyszeć niż pierwsze dźwięki gitar. Zespół na scenie prezentuje się tak prawdziwie, że nie skupiałam się na początku na ich dźwiękach tylko wyglądzie. Wokalista był ubrany w skórzane spodnie i kamizelkę, a na głowie miał czapkę, spod której widać było długie rude włosy. Jego sylwetka w skórzanym ubiorze idealnie prezentowała się w ruchach niczym jaszczurka. Obok niego po prawej stał gitarzysta, którego twarzy nie było widać przez burze loków. Jego napojenie alkoholowe było wielkie, bo widać było jak na siłę próbuje utrzymać równowagę. W świetle reflektorów można zobaczyć natapirowane blond włosy basisty i perkusisty. Wszystkich obecnych energia rozpiera, tłum szaleje. Wczułam się w klimat: skakałam i piszczałam jak pozostali. Alkohol robił swoje i nie krępowały mnie obce ciała stykające się z moim. Zespół grał rewelacyjnie ostrego rocka, a ich ruchy na scenie sprawiały, że czułam podniecenie. Głos wokalisty był tak przeszywający, że powodował na całym ciele ciarki. Jego biodra ruszały się w rytm muzyki. Eve w czasie przerwy próbowała nas namówić żebyśmy przedostały się do nich na backstage. Byłam zdecydowanie na tak.
Światła stroboskopowe oślepiały nas wszystkich na koniec. Kudłaty gitarzysta krzyczy dobranoc, a pałeczki perkusisty lecą w powietrzu, by któryś z fanów złapał je na pamiątkę. Byłam ogłuszona i nie rozumiałam o czym mówią do mnie moje nowo poznane koleżanki. Eve, ta w krótkich spodenkach skórzanych, pociągnęła mnie za rękę ku drzwi. Przed nimi stał wysoki facet, który patrzył na to co się dzieje po koncercie z dużymi oczyma. Eve w geście pokazała nam, żebyśmy zaczekały. Podeszła do niego i czarowała go na wszystkie sposoby jakie umiała. Ochroniarz wymownie spojrzał na nią i na nas, a następnie zniknął za drzwiami. Eve podbiegła do nas i głośno krzyknęła, że powinnyśmy wejść za kulisy. Poczułam znowu ciarki. Żałowałam, że nie ubrałam się tak seksownie jak dziewczyny. Dobrze zbudowany mężczyzna wyszedł do nas i przekazał, że możemy wejść. Madie trochę protestowała, że ona woli wrócić i przygotować się na poniedziałek, ale nie słuchałyśmy jej. Weszły za drzwi i przeszłyśmy korytarzem do pomieszczenia zwanego garderobą. Na wejściu można było czuć smród pomieszany z papierosami, jointami i seksem. Rozejrzałam się po chłopakach. Siedzieli na kanapach, a skąpo wyglądające dziewczyny opuściły pokój, gdy my weszłyśmy. Tylko jedna została.
- Ochroniarz nie kłamał co do was.- stwierdził wysoki blondyn, który był basistą.- No siadajcie drogie panie, proszę.- wskazał ręką na niechlujną kanapę. Wziął głęboki łyk gorzały i wyciągnął butelkę w stronę Julie. Niepewnie wzięła od niego alkohol i pociągnęła z gwinta.
- Jak się nazywacie? Chcecie podpis na cyckach?- zagadnął kudłaty.
- Jasne!- krzyknęła Eve. Podeszła do niego i siadając mu na kolanach dawała mu się podpisać na piersiach.- Dzięki, Slash. Nie będę się teraz myła przez długi okres.
Złapał ją za jej piersi i delikatnie masował, a jej widocznie to nie przeszkadzało. Skupiłam swoją uwagę na wokaliście, który był bardzo podbuzowany. Pił piwo i palił papierosa chodząc w kółko. Madie niezręcznie siedziała na krańcu kanapy. Drugi gitarzysta wyjął ze swojej kurtki działkę z narkotykami. Przegarnął ręką stolik, by zrobić miejsce i rozsypał na nim towar. Spojrzał na perkusistę i ten zmienił miejsce siedzenia bliżej jego. Zaczęli wciągnąć biały proszek na zmianę. Zagadałam po cichu z Madie, by mi wyjaśniła ich imiona. Wokalista, Axl, wziął krzesło i zaczął nim walić o ziemię. Powoli rozumiałam dlaczego mieli taką reputację.
- Ej,ty!- krzyknął do mnie Duff, basista.- Nie napijesz się?
- Myślę, że mam w sobie odpowiednią ilość alkoholu.- uśmiechnęłam się. Brałam tam udział raczej jako słuchacz. Chłopaki opowiadali o tym, że podpisali niedawno kontrakt, że będą wielcy. Slash próbował mnie utwierdzić w fakcie, że są prawdziwi w tym co robią, a przecież w to nie wątpiłam, bo widziałam to w ich oczach, które były zamglone przez alkohol i narkotyki. Julie wpadła w oko perkusiście i robił do niej słodkie oczy. Nie był nachalny ani arogancki, w przeciwieństwie do pozostałych. Julie przytakiwała mu i się uśmiechała. Ja rozmawiałam z Duffem, a w zasadzie słuchałam jego, jak opowiadał o ich przygodach, gdy mieszkali na ulicy. Eve oddała się Slashowi i zrobiło się niesmacznie. Mój wzrok ciągle przyciągał Axl, który mnie tak intrygował, że nie mogłam na niczym się skupić. Siedział osobno oparty o ścianę i mazał coś na kartce. Jego emocje widocznie opadły po rozwaleniu krzesła. Chciałam przyciągnąć jego uwagę, ale on nie zwracał uwagi na nas.Odczuwałam zmęczenie i chciałam wyrwać się stamtąd. Mój nos drażniły zapachy, a oczy widok Slasha z Eve, którzy nie byli skrępowani widownią. Wstałam i chciałam założyć moją kurtkę, kiedy zorientowałam się, że jej nie mam. Przeanalizowałam wieczór i przypomniało mi się, że wieszałam ją o krzesło. Byłam zła na siebie, bo wiedziałam, że już jej tam nie ma, a wrześniowe noce nie należały do ciepłych.
- Madie, zgubiłam kurtkę. Wracajmy.- powiedziałam smutnym tonem. Czekał mnie zimny powrót.
- Weź moją.- Duff wyciągnął w moją stronę jeansową kurtkę. Jego ręka trzęsła się, jakby nie pił od tygodnia.
- Nie trzeba, dzięki.- odpowiedziałam i ruszyłam do wyjścia. Madie poszła za mną, a Eve i Julie zostały. Nawet ich nie próbowałyśmy wołać. Wyszłyśmy przed klub i cudownie było poczuć świeże powietrze i ciszę. Było chłodno. Tym razem czułam ciarki z powodu chłodu, a nie podniecenia. Na samą myśl jak daleko mam do łóżka robiło mi się zimniej. Westchnęłam i ruszyłyśmy w stronę kampusu.
- Poczekaj!- usłyszałyśmy krzyk. Odruchowo odwróciłam się i zobaczyłam Duffa. Podszedł do nas i ponownie wyciągnął w moją stronę kurtkę.- Weź, zimno jest. Szkoda mi cię.
Popatrzyłam na niego z sympatią. Zrobiło mi się bardzo miło i tym razem wzięłam od niego kurtkę.
- Dziękuję, to miłe. Oddam Ci ją, obiecuję.- ubrałam kurtkę o 4 razy większy rozmiar.
- Powiedz tylko swoje imię, żebym zapamiętał kto mi ma oddać moją kurtkę.
- Joan.
- Może jednak zostaniecie? Zaraz zmieniamy miejsce i pójdziemy gdzieś do miasta. Będzie się działo.- odpalił papierosa i patrzył na mnie z wielką nadzieją.- Podobasz mi się, masz coś takiego w oczach, że zrobiłbym z tobą wiele rzeczy, w których jestem dobry.
Zaśmiałam się i podziękowałam. Obiecałam, że oddam mu kurtkę i innym razem zostanę dłużej. Wzięłam Madie za rękę i poszłyśmy dalej. Blondyn odprowadzał nas wzrokiem, dopóki nie zniknęłyśmy za rogiem. Moja współlokatorka popatrzyła na mnie, uśmiechnęła się i powiedziała:
- Welcome to the jungle, Joan.