23 kwietnia 2016

It's So Easy: Rozdział X

Anything Goes

 Moje zauroczenie Axlem szybko przerodziło się w coś więcej. Czułam, że to już nie tylko fantazja i pociąganie, ale coś poważniejszego. Zależało mi na nim i zakochałam się w całej jego osobie jak nigdy dotąd. Nie rozmawialiśmy szczerze ze sobą, nie wiedziałam czy on chociażby jest zauroczony mną, ale spotykaliśmy się regularnie. Traktował mnie dobrze, nawet chłopaki się z niego śmiali, chociaż nie robiło to na nim wrażenia. Ich świat całkowicie mnie pochłonął. Mieli mnóstwo roboty przy nagrywaniu płyty, a mi zaproponowali zdjęcia, które będą ich promować. Wspólne imprezy i popijawy w pubach to była norma. Madie dołączała do nas niekiedy i bawiła się z Duffem, ale ona stawiała na studia. Ja o nich całkowicie zapomniałam. W tamtym momencie one dla mnie przestały istnieć. Dostawałam upomnienia, że jeśli nie poprawie ocen i nie zaliczę prac, to mnie wyrzucą, ale ignorowałam to. Wracając do kampusu lub z niego wychodząc modliłam się, by nie spotkać wykładowców. Parę tygodni później doczekałam się momentu, w którym wyrzucili mnie z uczelni. Mogłam się tego spodziewać. W tamtym etapie swojego życia i nie mając zbyt wiele doświadczenia nie przejęłam się tym za bardzo. Żałowałam swojej uczelni marzeń, lecz uważałam, że dam sobie radę i bez niej. Jedyny problem polegał na  tym, iż nie miałam gdzie mieszkać. Dali mi dwa dni na opuszczenie pokoju w akademiku. Szkoda mi było wspólnego mieszkania z Madie, z którą zżyłam się na dobre i wieczorne czy nocne rozmowy o życiu to była u nas norma. Bałam się jej o tym powiedzieć, a tym bardziej o moim powrocie do Oakland. Nie chciałam tam wracać, Los Angeles było całym moim życiem, ale to było logiczne, że jeśli przestałam studiować, to ojciec nie będzie przysyłał mi pieniędzy. Byłam załamana co dalej, nawet nie zdawałam sobie z tego sprawy.
 Madie z rana była na uczelni, a ja pakowałam swoje rzeczy do wielkiej walizki i paru małych kartonów. Jak tu przyjeżdżałam wydawało mi się, że miałam mniej rzeczy. Posprzątałam dokładnie pokój i czekałam na moją byłą współlokatorkę. O mojej wyprowadzce zareagowała płaczem i nie chciała się pogodzić z tym, że zostanie sama. Tacie ani Mary nie mówiłam o swoim powrocie. Nie chciałam ich okłamywać ze studiami, po prostu nie chciałam im mówić całej prawdy. Następnego dnia miałam wracać do Oakland, a swój ostatni wieczór w Los Angeles miałam spędzić z Axlem w pubie na Sunset Strip. Nie widziałam go od trzech dni, więc nie miałam okazji powiedzieć mu o tej sytuacji. Kiedy chłopaki intensywnie pracowali w studio nie było sensu przebywać z nimi. Oni nie widzieli świata poza muzyką, nie zwróciliby uwagi na najlepsze dziwki w mieście.
- Madie, chciałam się z tobą pożegnać- odparłam, kiedy zobaczyłam moją przyjaciółkę w progu.- Wychodzę teraz i pewnie wrócę późno, a rano ty idziesz na uczelnie to pewnie nie będzie już okazji.
 Zrobiła smutną minę. Położyła swoją torbę na ziemi i przytuliła mnie mocno. Odwzajemniłam jej uścisk.
- Odwiedzę cię w przerwę świąteczną- uśmiechnęła się do mnie.- No albo ty mnie.
Skinęłam. Nienawidziłam pożegnań, bo zawsze chciało mi się płakać. Uścisnęłam ją jeszcze raz i wyszłam pospiesznie bym nie rozmyła makijażu swoimi łzami. Szłam przytłoczona szybkim krokiem i myślałam o tym, jak to powiem Axlowi, a jak on zareaguje. Obawiałam się, że jemu to może być nawet na rękę. Już wiedziałam, że będąc daleko od niego będzie mnie brać kurwica na samą myśl o imprezach, na których są półnagie dziewczyny. Zaczęłam się przyznawać, że jestem o niego zazdrosna, nie było sensu dalej się oszukiwać.
 Weszłam do zadymionego pubu i rozejrzałam się, choć szansę na to, iż on byłby przede mną były znikome. Zajęłam nasze stałe miejsce na końcu w rogu i zamówiłam sobie drinka. Sączyłam go powoli kiedy moim oczom w końcu ukazał się rudy osobnik w czapce bejsbolowej. Prowadził dobrze porobionego Slasha. Machnęłam ręką, by dać mu znać gdzie siedzę. Podszedł do mnie ciągnąc za sobą Slasha, posadził go i dał mi buziaka. Czułam od niego zapach papierosów pomieszane z jego szamponem do włosów.
- Przepraszam, że jestem ze Slashem, ale nie miałem z nim co zrobić. Popatrz na niego- wskazał głową na kolegę.
 Przebywając z nimi sporą część czasu potrafiłam odróżnić ich stany po alkoholu, narkotykach i mieszane, a także na jakim etapie byli. Slash musiał dobrze walnąć sobie w żyłę i popić jak zwykle Jackiem Danielsem. Nie miałam mu tego za złe, że z nim przyszedł, nie przeszkadzał mi. Poczekałam aż kelnerka przyniesie jego drinka.
- Wyrzucili mnie z uczelni- zaczęłam.
- No i dobrze- skomentował.- I tak tam nie chodziłaś, więc wyjebane. Znajdę ci lepsze zajęcie.
- Tak, ale jest jeden problem. Skoro nie uczęszczam już na tę uczelnię to nie mam gdzie mieszkać. Jutro mam się wynieść. Muszę wracać do Oakland- spuściłam wzrok i upiłam kilka kolejnych łyków. Spojrzałam na jego reakcję, ale była nijaka.
Nie odezwał się nic tylko pił szybciej drinka. Dał znać kelnerce by przyniosła wódkę  i kieliszki. Slash siedział przy stole podparty i kołyszący się na boki.
- Nie masz hajsu żeby tu zostać? Wynająć coś?- w końcu się odezwał.
- Myślisz, że nie chcę tu zostać? Cholernie chcę, ale nie mam na to szans, ani grosza już nie mam- powiedziałam to z żalem w oczach.
 Zawsze kiedy mieszkałam z rodzicami niczego mi nie brakowało, a pieniądze miałam na każdą zachciankę. Teraz nie było mnie stać nawet na lepszą wędlinę do śniadania.
- Przejebane...- ponownie zamilknął.- A co ze zdjęciami? Miałaś nas promować.
- Przecież skończyliśmy wstępną sesję- odpowiedziałam.- Jeśli będziecie potrzebować jeszcze zdjęć to ja zawsze wam pomogę, a z Oakland nie jest aż tak daleko- próbowałam się uśmiechnąć, ale mi kiepsko wychodziło. Byłam przybita i raczej to widział w moich oczach.
Przeniosłam wzrok na Slasha, który uśmiechał się pod nosem i nieudolnie próbował odpalić papierosa. Pomogłam mu w tym i sama poczęstowałam się jednym z jego paczki. Ciężko westchnęłam. Nie chciałam rozstawać się z tą bandą, tym bardziej, że teraz ich kariera nabierała zwariowanych obrotów i chciałam przy tym być.
 Dokończyliśmy swoje drinki w ciszy, jakby każde z nas z osobno rozmyślało. Ja miałam pustkę, nawet nie miałam o czym myśleć, po protu siedziałam i patrząc się w przód piłam drinka, aż zorientowałam się, że już go nie mam. Axl też skończył swojego i kiedy myślałam, że będzie chciał zamówić kolejnego, to w końcu odezwał się:
- Dobra, zbierajmy się do pierdolonego Hellhouse- wstał i przewiesił swoją kurtkę przez ramię.- E, wstawaj!- szturchnął Slasha.
Przewiesił sobie rękę kudłatego i kierowaliśmy się do wyjścia. Miałam ochotę na dalszą imprezę i pewnie udałoby mi się namówić Axla na jakiś klub, gdyby nie to, że Slash zaczął mocno wymiotować. Nigdy nie zamawiali taksówki, ponieważ uważali, iż szkoda pieniędzy skoro można iść na piechotę i po drodze jeszcze balować, ale tym razem było inaczej. Slash naprawdę kiepsko wyglądał i ciągle wymiotował, więc zamówiliśmy taksówkę z pobliskiej budki telefonicznej. Kiedy przyjechała z półgodzinnym opóźnieniem najpierw odwieźli mnie do akademika. Jechaliśmy w ciszy, a po między nami był Slash. Axl wysiadł ze mną żebyśmy się pożegnali. Miałam łzy w oczach. Czułam silne ukłucie, które poczułam pierwszy raz.
 Zakochałam się, Jezu, naprawdę się zakochałam- pomyślałam i ukłucie jeszcze bardziej się nasiliło.
 Przytulił mnie, a po chwili jego dłonie znalazły się na moich pośladkach.
- Będę wpadać na ruchanko- wyszeptał z rozbawieniem.- Ej, mała, nie płacz- otarł mi delikatnie policzek i musnął moje usta.
 Patrzyłam na niego przez zaszklone oczy. Serce łomotało mi tak mocno, że pewnie było je słychać w taksówce. Jeszcze raz mnie pocałował i przytulił.
- Kocham cię, Axl- szepnęłam i w pośpiechu odeszłam.
 Nie chciałam usłyszeć odpowiedzi. W zasadzie bałam się jej usłyszeć albo jej brak. Byłam pewna, że mój wyjazd zakończy naszą znajomość. Póki byłam blisko to wystarczałam mu, ale on mógł mieć takich dziewczyn jak ja mnóstwo, więc  po co mu dziewczyna na odległość w Oakland? Kiedy byłam w bezpiecznej odległości odwróciłam się i zobaczyłam, jak odjeżdża i patrzy na mnie przez szybę. Znowu rozpłakałam się, lecz tym razem po prostu wybuchnęłam płaczem. Tak bardzo nie chciałam wyjeżdżać.
 Obudziłam się o wiele za wcześnie. Madie słodko spała ze swoją krówką- przytulanką, a ja starałam sobie uświadomić, że to jest ostatni poranek kiedy ją widzę. Z nadmiaru czasu poszłam pod szybki prysznic i ogarnąć swoją twarz. Dopakowałam wszystkie swoje rzeczy. Pojawiły się wyrzuty wobec samej siebie. Jak mogłam zmarnować taką szansę? Stypendium i dobrą uczelnie w samym Los Angeles? Jak, kurwa?!
 Ponowne pożegnanie z Madie, którego miało nie być, łamało mi serce i cały makijaż, który starałam się wykonać perfekcyjnie poszedł w cholerę. Kazałam jej zostać w pokoju, bo wiedziałam, że gdyby odprowadziła mnie do samochodu to bym całkowicie się rozpłakała. Ledwo dźwigałam swoje bagaże. Kierowałam się ścieżką na parking kiedy zobaczyłam coś, czego nigdy bym się nie spodziewała. Nigdy! Nawet bym tego nie wyśniła.
- Joan!- krzyknął Duff i jako pierwszy wyszedł do mnie. Podniósł mnie do góry mocno ściskając.- Chciałaś wyjechać nie żegnając się?!
Z tego szoku nie potrafiłam nawet wybełkotać słowa. Było po 9 i normalnie chłopaki o tej godzinie albo kończą imprezę albo przerzucają się na drugi bok, a tego ranka stali przede mną.
- Przepraszam, powinnam się pożegnać z wami wszystkimi- w końcu odezwałam się.
 Chciałam każdego wyściskać, nawet Izzy'ego, z którym mój kontakt był ograniczony. Doceniałam to, że tak się postarali dla mnie, dlatego na moich policzkach znowu pojawiły się łzy.
- Zabieramy cię do nas!- krzyknął Steven.- Będziemy razem chlać, ćpać też cię nauczymy i wszystko będziemy robić razem!
- Zamknij się, debilu- burknął Slash. Nie wytrzeźwiał po wczoraj, ale był w o wiele lepszej formie.
 Patrzyłam na nich ze zmieszanym wyrazem twarzy. Moja pierwsza myśl to taka, że Popcorn zwyczajnie dał sobie ulżyć i teraz majaczy jakieś bzdury.
- Joan- odezwał się zachrypły głos Axla. Musiał wczoraj jeszcze popić.- Jesteś nam potrzebna. Mamy za dwa dni wywiad do gazety, która ma zasięg nawet w Europie i potrzebujemy do niej sesji. Od razu pomyśleliśmy o tobie, bo nie chcemy jakiegoś przydupasa, który zrobi nam chujowe zdjęcia i będą się z nas śmiać, a wiesz kurwa, to początek kariery, trzeba się prezentować.
 Myślałam, że żartuje, że zaraz powie 'mam cię kurwa, żartowałem', ale nie. Czekałam dłuższą chwilę i nikt nie zaprzeczył, nikt się nie śmiał. To była prawda, prawdziwa prawda! Ze szczęścia skoczyłam na rudego i pocałowałam go. Skakałam po wszystkich i dziękowałam każdemu z osobna. Steven mówił prawdę, chcieli zabrać mnie do siebie i dać mi szansę. Nie wierzyłam w to, nie docierało to do mnie.
- Trzeba to uczcić, chodźmy się najebać- podsumował Slash.- Jedziemy twoim garbim super bryką- zarządził i poszedł w kierunku mojego samochodu.
- Ja jadę z przodu!- krzyknął Steven.
- Pierdol się, ja jadę z przodu!- Axl jakby dostał kopa w dupę i wyprzedził Stevena, tym samym rezerwując sobie miejsce z przodu. Jak dzieci.
Izzy był jak zwykle wyluzowany, małomówny. Odpalił papierosa, wziął jedną z moich walizek i spokojnie szedł. Na końcu zostałam z Duffem i razem wzięliśmy pozostały bagaż.
- Wiesz, że tak naprawdę my wszyscy nie zaproponowaliśmy ciebie jako fotografa?- zatrzymał mnie.- Mieliśmy wyjebane tak naprawdę w to, ale Axl uparł się, że albo ty zrobisz zdjęcia albo chuj strzeli wywiad. Sam ci tego nie powie, a myślę, że zależy mu na tobie.- puścił do mnie oczko i się uśmiechnął.
- Dziękuję za szczerość, Duff- uścisnęłam go. To był najszczęśliwszy poranek w moim życiu.
 Zapakowaliśmy moje bagaże i upchaliśmy się do samochodu. Steven siedział niezadowolony na kolanach Duffa, który przez otwarte okno czerpał świeżego powietrza. Slash z Izzym też nie byli najszczęśliwsi, a ja żałowałam, że nie wzięłam do przodu aparatu by zrobić im zdjęcie. Axl wybijał dłonią rytm o swoje uda i śpiewał Knocking On Heaven's Door, zaraz reszta chłopaków załapała zabawę i Duff z Izzym robili chórki, a Slash ze Stevenem uderzeniami emitowali inne dźwięki. Jechaliśmy w dobrych humorach do Hellhouse, a ja miałam zamiar dobrze odwdzięczyć się rudemu.
 Wnieśli moje bagaże do domu, w którym o dziwo było czysto.
- Na potrzeby wywiadu nam posprzątali- wytłumaczył Steven widząc moje zdziwienie.
Axl zniknął z moimi rzeczami w swoim pokoju. Najpierw nie wiedziałam co mam zrobić: iść za nim czy zostać z chłopakami i zacząć świętować od samego rana. Krępowałam się swoich uczuć przed nimi. Usiadłam na kanapie obok Duffa i przyglądałam się im jak zaczynają od rana pić. Po dłuższym namyśle wstałam i poszłam do mojej (?) nowej sypialni. Axl leżał na łóżku i palił papierosa, a moje rzeczy były położone koło drzwi. Uśmiechnęłam się do niego i usiadłam na krańcu łóżka. Bałam się, że nawiąże do moich wczorajszych słów, ale miałam cichą nadzieję, iż ich nie pamięta. Kobiety zwracają uwagę na wszystko i odbierają większość bardzo emocjonalnie, ale faceci raczej nie posiadają takich cech. Odwzajemniał mój uśmiech, aż do momentu kiedy spadł mu papieros na prześcieradło.
- Kurwa mać, znowu- głośno przeklną. Szybko zabrał papierosa i zgasił o popielniczkę, która leżała na szafce nocnej. Zauważyłam takich wypalonych dziur jeszcze ze trzy, zaśmiałam się.- I chuj, nowe trzeba kupić, nie?
- Jeśli mam tu spać, to tak- rozbawiona odparłam i zdjęłam brudne prześcieradło.
- Skąd wiesz, że masz tu spać? Zapraszał cię tu ktoś?- jego uśmiech zszedł z twarzy.
 Serce zaczęło walić mi tak samo mocno jak wczorajszego wieczoru. Co ja sobie myślałam? Głupia i naiwna, ponownie. Coraz bardziej czułam złość na siebie, aż się we mnie zaczęło gotować.
- Żartowałem, mała- podszedł do mnie i odgarnął mój kosmyk włosów za ucho.- Wydaje mi się, że jeśli sypiasz ze mną od czasu do czasu to na jakiś czas możemy posypiać ze sobą codziennie, co?- jego opuszki palców delikatnie smyrały mnie po kości biodrowej, która wystawała spod bluzki.
 Wiedziałam do czego to dąży i nie myliłam się. Zawstydzam się nadal jak o tym pomyślę, ale rzuciliśmy się na siebie jak dzikie zwierzęta w okresie godowym. Dosłownie rozerwaliśmy z siebie ubrania, a Axl czym prędzej dobrał się do mojego miejsca intymnego. Miał w sobie taki ogień w oczach, jak demon naładowany nadludzkimi mocami. Myślałam, że znam już Axla pod względem seksu i wszystko wypróbowaliśmy, ale nie, myliłam się. Skala namiętności i ostrości skoczyła o paręnaście stopni do góry od poprzedniego razu. Tym razem nie hamowałam krzyku, nie byłam w stanie.
 Chłopaki w tym czasie wypili już parę butelek i podzielili się nowym towarem, który załatwił Izzy. Siedzieli, żartowali i głośno puszczali muzykę, może dlatego nie słyszeli moich krzyków. Byli dość mocno wcięci i szukali panienek do rozrywki. Wpadli na pomysł, że będą dzwonić do wszystkich znajomych zapraszając je do domu. Dzwonili na zmianę i większość dziewczyn rozłączała się na słowa 'mała, wpadnij do Hellhouse, to przelecę cię jak rakieta'. Najlepsze było to, że oni w tym stanie myśleli, że to się rymuje i zaczęli układać piosenkę. Kiedy była kolej Slasha to ten dodzwonił się do Madie.
- Mała, wpadnij do Hellhouse, to przelecę cię jak rakieta- wydukał i od razu wpadł w śmiech. Chłopaki zaraz za nim.
- Slash, pierdol się- odparła ostro.
- O, Madie! Wybacz, kurwa, nie wiedziałem, że to ty- dalej się śmiał.- Gdybym wiedział to bym powiedział: 'Hej, mała, wpadnij do Hellhouse, posprzątasz mi chatę, a ja ci obliże'! Ha ha ha ha!
 Cała piątka prawie popuszczała ze śmiechu, mieli taki ubaw, że dawno takiego nie mieli.
- Sory za nich- wyrwał mu słuchawkę Duff. Dalej był rozbawiony, ale chciał załagodzić wygłupy kolegi.- Nie obrażaj się i wpadaj do nas!
Slash rzucał chamskie teksty, co chyba słyszała dziewczyna, ponieważ się rozłączyła. Duff walnął go w kudłaty łeb. I tak się dalej śmiali, wszyscy. A z dzwonienia zrezygnowali, bo znaleźli dmuchaną lalę. Slash ze Stevenem zaczęli walkę kto pierwszy używa, a zrezygnowany Duff chwycił gitarę.
- My way-your way, anything goes tonigh- zanucił Izzy.




* Za jakiekolwiek błędy przepraszam- jestem tylko człowiekiem, zdarza się każdemu :)
* Jeśli czytasz, skomentuj! Daj znać, że dotrwałeś do końca oraz zmotywuj do pisania kolejnego rozdziału! Tobie to zajmie 5 sekund, a dla mnie to znaczy wiele, uwierz.
* Odpowiadam na każdy komentarz :)

Bardzo starałam się napisać ten rozdział szybciej, ale wyszło jak wyszło.
Mam całkowicie przegrzany mózg, serio. Matematyka wypala moje ostatki mózgu, bądź atrapę mojego mózgu (nigdy nie byłam pewna co do jego istnienia).
Trochę mnie smuci mała ilość komentarzy w poprzednich wpisach :( 
CZYTACIE TOOO????
Jeśli tak, to proszę zostaw komentarz! 

PS. Jeśli bym nie dodała rozdziału przed 4.05.2016 to trzymajcie za mnie kciuki, a w szczególności na matematyce! Prooooszę, może coś da duża ilość trzymanych kciuków :D
Z góry dziękuję! <3